Wojciech Giedrys, Ścielenie i grzebanie

lipiec 24th, 2009 by trojanowski marek | Filed under analiza

Krzyżowiec polskiej krytyki literackiej – Karol Maliszewski – wielokrotnie udowodnił, że troska o kondycję polskiej poezji współczesnej szczególnie leży mu na sercu. A że serce Karol ma wielkie, czerwone i doskonale unaczynione znajdzie się na nim wystarczająco dużo miejsca dla wszystkich, którzy rymowanki piszą. Gdyby jednak Karol przeliczył się co do swoich możliwości, gdyby obciążone troską o poezję serduszko owego zacnego męża miało skapitulować – pan Maliszewski nie musi się obawiać. Przed zawałem ustrzeże go czujna i kochająca małżonka o wdzięcznym imieniu – Apolonia.

Apolonia tak bardzo umiłowała męża, że poświęciła życie by Karol Maliszewski miał co recenzować. By nie zabrakło mu pożywki estetyczno-intelektualnej dla jego esejów krytyczno-literackich udała się do GUS-u, Urzędu Skarbowego, Urzędu Miasta i ZUS-u (niekoniecznie w tej kolejności), wypełniła kilka papierków, złożyła kilka podpisów i nawet przybiła kilka pieczątek.

Tak, Tak – Apolonia w chwili rejestracji wydawnictwa Mamiko, dorobiła się ładnej pieczątki.

Do tej pory Apolonia nie może się nadziwić jak to jest z tymi literkami wyciętymi w gumce. Niby są ułożone odwrotnie i trudno je przeczytać, a jednak po odciśnięciu na białej karteczce pojawia się ładny czytelny napis:

Apolonia Maliszewska
57-400 Nowa Ruda, ul. Piastów 5/1
tel. 074 872 53 64, tel. kom. 0502 420 489
mamiko.am.@wp.pl, biuro@mamiko.pl

Największą frajdę sprawia jej zabawa automatem stemplowym. Może tak godzinami spoglądać jak gumka pojawia się i znika w obudowie. Pojawia się i znika, pojawia się i znika, pojawia i znika….

Od czasu do czasu Apolonia Maliszewska koresponduje z odpowiednim działem Biblioteki Narodowej. Dostaje stamtąd listy polecone a w nich kolejne numery ISBN.

Pani Maliszewska, po pracy – to znaczy kiedy opuści pokój, w którym stoi komputer z faksem i drukarką i przejdzie do kuchni – zmienia się w troskliwą żonę. Gotuje, gotuje i jeszcze raz gotuje. Stara się jak może, studiując stare księgi kucharskie, które odziedziczyła w spadku po mamusi (ta zaś odziedziczyła je po swojej matce i tak dalej, i tak dalej). Robi wszystko, by mąż Karol punktualnie o godzinie 15.00 każdego dnia – niezależnie czy są to dni płodne, czy nie – dostał posiłek.

Kiedy Karol zasiada do obiadu Apoloni udziela się to samo napięcie, które towarzyszy wszystkim autorom wysyłającym swoje skrypty na skrzynkę: biuro@mamiko.pl. Kobieta z niecierpliwością wyczekuje na recenzję posiłku. Studiując dokładnie mimikę jurora, stara się odczytać ostateczny werdykt. Każdy ruch powiek, w szczególności zmarszczka w kąciku lewego oka, ton mlasknięcia, odgłos przełykania kęsów, kat pochylenia widelca względem schabowego, siła nacisku noża – żadnego ze znaków nie przeoczy.

Karol Maliszewski – niezawodny juror, otrzaskany w licznych konkursach, w których musiał formułować sądy estetyczne – za każdym daje fory troskliwej żonie. Stara się oceniać raczej intencje niż jedzenie. Od kilkunastu lat, 12 miesięcy w roku, 7 dni w tygodniu, o godzinie 15.38 kulinarne ego Apolonii łechta taki sam werdykt, tego samego jurora: „Było pyszne”. Ale każdy przecież wie, że najlepiej gotuje i gotowała zawsze mamusia. Nie ma to jak obiad u mamy. Jednak by nie smucić troskliwej małżonki, Juror-Karol okłamuje kobiecinę. Zwyczajnie łże jak pies.

Po jedzeniu Karol przechodzi do gabinetu, w którym stoi komputer, faks i drukarka – czyli do biura wydawnictwa Mamiko. Siada na obrotowym fotelu, odpala komputer i myśli: „co by tu napisać?”. Kiedy już wpada na genialną myśl: „Książkę sobie napiszę!”, kiedy przed oczami wyobraźni widzi swoją przyszłość ogromną, jak to z Jerzym Pilchem spacerują po sopockim molo, jak to uganiają się za nimi paparazzo, jak to wydawnictwo Mamiko wyparło z rynku Znak, Biuro Literackie i PWN – nagle przerywa mu żona, która informuje go, że o godzinie 11.32 na jej prywatną skrzynkę e-mail Wojciech Giedrys przesłał skrypt kolejnego tomiku. Karol zawahał się tylko chwilę. Wydał już przecież m.in dzieła takich poetów jak.:

Ryszard Chłopek - który oprócz tego, że w środowisku krytyków literackich słynie z mnożenia synonimów: „Wibrujące ucho, ucho rozedrgane, wpadające w rezonans, szeroko otwarte na każdy dźwięk, szelest.” (recenzja późnego debiutu Zbierskiej) , to także pisze wiersze, w których ucieka się do wyjątkowo oryginalnych i celnych górnośląskich metafor:

przykuca ciemność.
męskie uda falują nad drogą,

[Dlaczego nie barbarzyńcy]

melodia osiada na drzewach,
ukojenie rozpięte na kościach
zamkniętym okiem znaczy zmiany kursu.

[Cichy wróg]

Anna Magdalena Pokryszka – kobiety, która kobiecość literalnie przeniosła do wierszy. Jej specjalnością są tzw. jednowyrazowce:

jesteś początkiem
wszystkiego

żadna chwila
bez ciebie
jesteś przeznaczeniem
na dobro

zawsze
na wysokości

jesteś życie
czyste

krew nasza
źródło serdeczne

czerwona jarzębina

(serce)

Mariusz Appel – specjalisty od enterów. Jego słynna „trujka” rozpoczeła epokę przycinania zdań nożyczkami:

blady siedział i czytał mastertona krew
odpłynęła z twarzy ubarwiając strony
zwykły kurs linii 195 nic sensacyjnego
by się nie wydarzyło gdyby nie zaczął mówić

Duet Liryczny: „Darek und Radek” (czyli: - Radosław Wiśniewski, Dariusz Pado)
Dzieła tych panów – ze względów humanitarnych – nie wypada komentować. Nikt nie ma pretensji do polskiej reprezentacji, która na paraolimpiadzie nie zdobędzie miejsca na podium.
A Radek słynie z tego, że ofiarnie pomaga wszystkim cierpiącym i uciskanym. Że sprzeciwia się nawet największym niesprawiedliwościom społecznym. Wspiera Tybetańczyków, pomaga starszym paniom przejść przez najbardziej ruchliwe ulice w rodzinnym Brzegu, a także pomaga Jakubowi Winiarskiemu, drukując kilkanaście jego recenzji w jednym numerze RED. Bez tego, bez wynagrodzenia autorskiego, bóg jeden raczy wiedzieć co by się z Jakubem – jakże cennym dla świata literackiego – podziało. Dlatego też jego mecenat artystyczny nad kolegą-dyslektykiem nie powinna dziwić.

Wydając niemal wszystko (wszystko, oprócz kalendarzy i zeszycików z dowcipami) – Karol Maliszewski wraz z Apolonią – postanowili wydać także dzieła Giedrysa. Rach ciach wykombinowali – jak zwykle, co normalne w przypadku tego duetu krytyczno-wydawniczego – wiele znaczący i dużo mówiący tytuł: „Ścielenie i grzebanie” a następnie całość w outlookowym trybie: „prześlij dalej” wysłano panu Bogusiowi Kokocińskiemu. Pan Boguś ma większe i szybsze drukarki niż państwo Maliszewcy. Stąd taka a nie inna decyzja.

Tomik Wojcecha Giedrysa, to rymowana powieść autobiograficzna. Poeta najpierw opisuje miejsce aktualnego pobytu:

Najpierw podchodzę do okna, by sprawdzić,
Gzy drzewo, które stoi naprzcciwko nie rzuca
Zbyt długiego cienia; później jest juz wszystko
Na swoim miejscu: szafki kuchenne przecieram

[ścielenie]

Po tym jak wstępnie przedstawił czytelnikowi topografię miejsca stałego zameldowania, poeta Giedrys postanowił przedstawić członków rodziny. Oto mamusia poety:

Z zimnymi ogniami we włosach matki
Urodziłem się pierwszego dnia stycznia.
Rozłożyła na stole obrus: ogórki
Kiszone i jabłecznik jeszcze ze świąt,

Zdążyła jeszcze przygotować zupę
Grzybową na następny dzień i założyć
Świeżo uprane firanki. Powiedziała
Jeszcze Ojcu, że co na pewno nic dziś.

[Głowa wroga]

Następnym w kolejce do przedstawienia był braciszek poety Giedrysa:

Moj brat był Boniek. a ja byłem Buncol,
Rakietą do tenisa strzelaliśmy
Do wszystkich volksdeutschów i SS-manów.
Na miasto przeważnie wyjeżdżaliśmy
Jednym wózkiem prawic jak czarnym tankiem.
Waty cukrowe, dwa długie balony
Zakończone drutami wkraczały do
Sklepu ze słodyczami Słodka Dziurka.
Zaczynało się polowanie, walka
Zacięta z przepastnym portfelem matki,
Cenami niedbale zapisanymi
Na wyciętych z brystolu kartonikach
I lizakami, z których wystawały
Zatopione w lukrze głowy żołnierzy,
Resztkami gardeł proszących o pomoc.
Oczywiście gotowi byliśmy pomóc.

[Pierwsza krew]

Po bracie powinna być albo siostra, albo ciocia, albo dziadek. Poeta Giedrys jednak postanowił zaskoczyć czytelnika. Ponownie prezentuje dzielną rodzicielkę. Ach te mamy, te słodkie, mlekodajne i poetorodne kobiety! Dlatego zachwyt literacki Giedrysa jest zrozumiały:

Beszamelowe dłonie przysuwała
Do Ziółka Anielskiego, nazywała
Mnie tak zawsze, gdy pod drobnymi
Palcami ożywało, cicho stękając,
Ciasto na pleśniaka. Zaparowane
Okna, które wycierała po wszystkim
Matka, nabrzmiewały aromatami
Migdałowymi i bestiami

[Ziółko Anielskie]

Na stronie ósmej poeta Giedrys postanowił wpleść sensacyjny wątek z własnej autobiografii. Napisał o swoich doświadczeniach z podstawówki:

Z piany lepiło się bałwany -
Przezroczyste ciałka kolegów
I koleżanek, którzy leżą
Dziś na stosach. Wystarczy iskra…
Główki upychane do kratek
Brulionu, palce ogryzane przez
Wrony i gawrony, by później
Z proc wystrzelone gubiły się

[Wspomnienia ze szkoły]

Tak, bez wątpienia, ciężkie jest życie poety w świecie dzieci, które go nie rozumieją.

Kolejna literacka relacja poety dotyczy traumy z okresu dojrzewania. Mutacja, stwardniałe, obolałe sutki – to wszystko pozostawiło trwały uraz na wrażliwej tkance duszy poety. Dlatego, kiedy nadarzyła się okazja wyrzucenia tego z siebie, bez chwili zawahania napisał:

Pierwszy krok do siebie
Naucz mnie dotykać piersi, żebym nie
Odczuwał zgrubień. To nic, ze dzisiaj nie
Padało, nic nie wisiało w powietrzu.
Zawsze będę myśleć o tym

[Pierwszy krok do siebie]

Równie intensywnego przeżycia doświadczył poeta podczas pierwszego kontaktu damsko-męskiego. I podobnie jak to miało miejsce w przypadku procesu dojrzewania także swoje pierwsze doświadczenie erotyczne postanowił opisać:

Rozbierz się w tej chwili. W tej chwili! Rozbierz
Się. rozbierz, schowaj wszystko do kieszeni.
Pożegnaj się z matką i ojcem, oddaj
Mi wszystko: klucze, spinki, dokumenty.
Nawet kolczyki. To nie będzie ci już
Potrzebne. Dzisiaj pierwszy raz poczujesz.

[rozbierz się]

Szczególne uznanie należy się poecie Giedrysowi, za to, że jest konsekwentny w swoim autobiograficznym ekshibicjonizmie. Jak już pisze o wszystkim, to o wszystkim. Nawet o chwilach, w których leży pijany i ma wizje:

Wasze pokurczone ciała oglądam
Przed snem. Szczur w moich włosach, oczodołach
Już się nic rusza, już cichną rozmowy,
Skrzypienie, za ścianami wszyscy już śpią.

[Dzień]

Tomik autobiograficzny Giedrysa, w którym czytelnik najpierw poznaje kolejno: Wojtka dzieciaka, Wojtka w chwili dojrzewania, Wojtka i jego mamusię, Wojtka i jego brata, Wojtka i jego pierwszą dziewczynę kończy się na 30 stronie. To tyle z biografii. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że seria będzie w miarę upływu lat kontynuowana.

Państwu Maliszewskim wypada pogratulować intuicji, niebywałego wyczucia rynku oraz gustu estetycznego. Kolejne tomiki Wojciecha Giedrysa – tym razem explicite zatytułowane:

Przygody Wojtka w podstawówce

Wojtek i koledzy z innej bandy

Wojtek za granicą”

„Wojtek i jego bracia”

„Wojtek w krainie dzikich węży

Będą lirycznym odpowiednikiem serii przygód Tomka Wilmowskiego. Tego jeszcze nie było.

tag_iconTags: |

You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. Both comments and pings are currently closed.

-