Tomasz Pohl, Niedosyt

wrzesień 24th, 2010 by trojanowski marek | Filed under analiza

Kolejny tydzień i kolejny tomik poezji – z przykrością stwierdzam: kupiony i przeczytany. Skandaliczne marnotrawstwo i pieniędzy i czasu. Niedosyt Tomasza Pohla wśród wszędobylskiej sieczki literackiej wyróżnia się tylko wydaniem – solidna robota w sensie technicznym.

Przede mną komputer, obok Niedosyt. Jest piątek, dziewiąta rano i trzeba by było coś w końcu napisać. Ludzie jak psy się przyzwyczajają. Literaci to najbardziej ludzcy z ludzi, także przywykli do rytualnego świniobicia raz w tygodniu. Jest jednak pewien szkopuł – w zasadzie mały problem: mam dość. Mam dość tej sieczki, tego gówna, które czytam i o którym piszę. Trzy lata wystarczyły, by zgrubieć wewnętrznie. Zrogowacieć i zlodowacieć.

Mógłbym po raz setny (może dwusetny) ubić te liche wierszydła packą na muchy. Mógłbym przetworzyć je na papkę, upchać w sztuczny flak i sprzedać. Ale czy ukatrupienie strof:

napełniam uszy dźwiękami
pięknymi jak sen dziecka o świcie
wypełniam oczy słowami

połykam zachłannie
płyny i pokarmy liczne

ale nie mogę nasycić

[niedosyt]

będzie – niezależnie od okoliczności – jakimś wyczynem? Czy do tego potrzeba moich zdolności? Czy muszę zmarnować kilkanaście minut, by dowieść, że gówno jest niejadalne niezależnie od formy w jakiej się je serwuje?

Na okładce patroni medialni:

Panorama Powiatu, Gazeta Kulturalna, siedemdni, telewizja TTM, Marek Jurecki, RED, Nasze Radio, ZW Media, źródło blog.onet, polskie radio Katowice.

Z przyczyn dla mnie niezrozumiałych nie dopisano tu jeszcze:

Sołtys, Sołtysowa, Pan inżynier, Miłosz Biedrzycki

Wypada jednak coś napisać o wierszach. Ale co można napisać o takiej sieczce:

Dzień, w którym odechciało mi się żyć był pogodny.
Co prawda przegraliśmy z kretesem
Mecz, ale przyjemnie było wiedzieć radość na twarzach rywali
I dzieci wymachujące na pożegnanie swoją tęsknotą.

[bądź wola moja]

Czy ci uduchowieni debile nie nauczą się nigdy, że nie można „wymachiwać tęsknotą” nawet na pożegnanie?

Jedyne czytelne zdania – jak przystało na przeciętne dzieło polskiej literatury pięknej – znajdują się na okładce. Czytam wydrukowany pomarańczową czcionką tekst, który zaczyna się:

Tomasz Pohl, to bez wątpienia twórcza indywidualność”

A kończy jeszcze ciekawiej:

Bardzo p i ę k n y tomik

Zastanawiam się, czy gdyby Maciej M. Szczawiński wprowadził większe odstępy między kolejnymi literkami w przymiotniku: „piękny” uczyniłby Niedosyt Pohla faktycznie piękniejszym?

Mam dość. Mam dość kiedy po raz tysięczny (nie przesadzam – 50 stron x 200 tomików = 1000 sztuk połyskującego literackiego gówna świetnie kontrastującego z celulozą wybieloną podchlorynem) czytam:

Mała Dziewczynka siedzi skulona w ciele dojrzałej Kobiety
Wstydzi się siebie i łez zbieranych pod poduszką
Mały Chłopiec w dużym Mężczyźnie ukrywa się
Czuje się nagi jak Dziecko


[dziewczynka z wyrzutami]

Gdybym to, co miał do powiedzenia na temat tej perły nonsensu ubrał w piórka kulturalnego dyskursu; gdybym nigdy do siebie nie zraził żadnego z polskich krytyków literackich, współczesnych poetów, redaktorów itp., gdybym nie zrobił durniów z nich skończonych, to w ramach riposty przeczytałbym, że:

Poeta w sposób znaczący używa Wielkich Liter. Stosując literacki kod stara skontaktować się z nieuświadomioną częścią duszy, która wprowadzona w socjalizacyjną śpiączkę uodporniła się na konwencjonalny przekaz… bla, bla, kurwa mać, bla.

Później ja odpowiedziałbym. I przeczytałbym inną odpowiedź na moją odpowiedź w sprawie odpowiedzi. Odpowiedziałbym po raz kolejny itp. To samo gówno przerzucane z rączki do rączki przez panów w białych rękawiczkach zmieniłoby się w utwardzoną kulkę kałową. Koprolit. Zmieniając konsystencję zmieniłoby może także woń – nasiąknęłoby zapachem detergentów i wody kolońskiej z białych rękawiczek. Dzięki temu stałoby się do zniesienia. Gówno które jest salonfähig! Specjaliści w białych rękawiczkach od brudnej roboty – gówniarze! Czy można napisać gorszy scenariusz.

W ciągu trzech lat pisania zauważyłem, że najbardziej popularne są analizy porównawcze tomików. Że ludzie lubią czytać: jeden tak, a drugi tak. Ten to, tamten siamto. Gówno jednak porównać można tylko fizykalnie. Na początek ciężar:

Tomasz Pohl, Niedosyt: waga: 184 g – Adam Pluszka, french love: waga 60 g
Gówno Pohla jest o 124 gramy cięższe niż Pluszki. To znaczy, że Pohl je więcej, ma lepszą przemianę materii i za jednym posiedzeniem potrafi się bardziej obficie wypróżnić. Zważywszy jednak, że Pluszka wypróżnia się częściej – produkując jedną literacką kupę na rok, bilans wydaje się być zrównoważony.

Niedosyt – ta sama waga: 184 g. – Marta Podgórnik, Dwa do jeden: waga 124 g.
Znowu Pohl jakby lepszy w produkcji kału, ale dziewczyny z reguły robią kupy mniejsze i mniej śmierdzące niż mężczyźni. Nawet jeżeli kwestia aromatu jest dyskusyjna, to pewne jest że kobiety nie pierdzą tak głośno i tak często jak mężczyźni.

Kolejne konfrontacja: Pohl, Niedosyt (184 g) a Wojciech Bonowicz, Hurtownia ran: waga 62 gramy. Przewagę Pohla w produkcji literackiego gówna nad kolegą z branży wytłumaczyć można tym, że Bonowicz ma dużo obowiązków służbowych w wydawnictwie ZNAK. Tyra po nocach, nie dojada a na dodatek umartwia się i pości, by osiągnąć tischnerowską świętość za życia. Stąd taka licha kupka. Gdyby jednak zsumować produkcję gastryczną Bonowicza i Podgórnik oraz porównać ją z tym, co wyrzucił z siebie w roku 2009 Tomasz Pohl, to możemy mówić o idealnej wręcz proporcji. O równowadze między gównem A a sumą kup B + C.

Kolejnym etapem analizy porównawczej miało być badanie składu chemicznego oraz uziarnienia.

Śmiałem się z Jakuba Winiarskiego i jego płaskich notatek o książkach. Drwiłem z jego ujednoliconych, mcdonaldowych recenzji. Po trzech latach obcowania z literackim kałem zaczynam doceniać jego wolę przetrwania. Bo potrzeba dużo silnej woli, by tak jak Winiarski tłuc recenzje. Jedna, druga, trzecia, dziesiąta, setna, tysięczna. Jeden wywiad, trzeci, pięćdziesiąty. Po setnym blurbie, po pięćsetnej recenzji człowiek traci czucie. Najbielsza z białych rękawiczek zmienia się w drelichowy łach służb asenizacyjnych. Nie ma na to rady.
Normalny człowiek rzuca to wszystko w trzy dupy. Mówi: „Dość, idę. Nie, życie jest piękne! Ale dość mam w życiu tego gówna”. Chyba, że jest się Jakubem Winiarskim – człowiekiem, który poszukiwał etatu, płatnej posady z pełnym zusem itp. Gdy ma się jeden kredyt do spłacenia, drugi i trzeci to trzeba zatkać sobie nos i wziąwszy gówno w palce należy z niego turlać kulki. Niepostrzeżenie - po roku albo dwóch latach dokona się metamorfoza: człowiek zmieni się w krytyka, który bez strat własnych jest w stanie przebrnąć przez tekst:

hotelowy wiersz jest bardzo nieswój
daleki od domu ma okna oko
na wielkie miasto z widokiem
na przyszłość
europejską lub wiejską

[hotelowy wiersz]

I napisać o nim: P I Ę K N Y

tag_iconTags: |

You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. Both comments and pings are currently closed.

-