Roman Kaźmierski, dni zimorodków

kwiecień 20th, 2010 by trojanowski marek | Filed under analiza

Wśród wszystkich ważnych dat historii literatury polskiej jest jedna szczególnie ważna. 27.10.2003 r. Tego dnia Roman Kaźmierski zorientował się, że niewola narodowa skończyła się, że jego ukochana ojczyzna zrzuciła czerwone kajdany. Że skończyła się cenzura, że nie ma już kontroli publikacji i że można bez przeszkód wyrażać myśl własną – niezależnie od jej jakości oraz ilości.

Tego samego dnia Kaźmierski wychylił kieliszek koniaku za zdrowie Lecha Wałęsy a na drugi dzień, tj. 28.10.2003 r., odespawszy kaca, założył swoje pierwsze konto na pewnym internetowym serwisie poetyckim o wdzięcznej nazwie: nieszuflada.pl

Od razu zaczął publikować. Wiersz za wierszem, mądrość za mądrością, przesłanie za przesłaniem. Było tego sporo. Od 2003 do dnia dzisiejszego użytkownik Roman Kaźmierski/nrml opublikował 772. sztuki tekstów.

Jak długo trzeba liczyć, by doliczyć się do siedmiuset wie ten, kto próbował. Wie także Piotr Czerniawski administrator portalu – człowiek znany z tego, że trzy razy doliczył się do nieskończoności. Nie przeraziła go zatem liczba: 772, ale miał świadomość istnienia ograniczeń systemowych w szczególności pojemności twardych dysków, które – jeżeli nic nie zrobi – użytkownik Roman Kaźmierski zapełni bilionami, trylionami gigabajtów swoich zdigitalizowanych wierszy.

Po konsultacji z przełożonymi administrator nieszuflada.pl wprowadził dobowy limit publikacji wierszy: nie więcej niż dwa teksty na dobę.

Roman Kaźmierski – wytrawny opozycjonista, który wiele razy przechytrzył totalitarną machinę PRL-owskiego systemu; wirtuoz psychologii i znawca najmroczniejszych zakamarków umysłu, który potrafił przekonać nawet najbardziej zakuty zomowski łeb, że gumowa pała, to w rzeczywistości freudowski symbol, który ma związek z nocnymi wizytami ojca w pokoju dziecka – i tym razem znalazł wyjście z sytuacji. By ominąć formalny zakaz i móc w dalszym ciągu zapełniać przestrzenie twardych dysków serwerów założył drugie konto: Jan Trach.

Od tej chwili Jan Trach na spółkę z użytkownikiem: nrml. publikowali teksty Romana Kaźmierskiego. Dziesiątka za dziesiątką, setka za setką. Z czasem Romek się rozkręcił - powstał trzeci użytkownik i jeszcze jeden. Wszystko po to, by sprawnie ominąć jedną z reguł portalu zobowiązującą każdego użytkownika do publikacji nie więcej niż dwa teksty na dobę.

Osiem tekstów dziennie przez siedem dni w tygodniu to sporo nawet jak dla wytrawnego fana poezji. Dziesiątki zmieniały się w setki, później były pięćsetki, tysiące i tak dalej. Kaźmierski miał świadomość istnienia indywidualnych ograniczeń czytelniczych dlatego opublikował swoje pierwsze przesłanie do odbiorcy. Brzmi ono następująco:

niech Cię (czytelniku – M.T.) nie odstrasza, ani [nie] zniechęca ilość tekstów sygnowanych przeze mnie (chodzi tu raczej o teksty opublikowane – M.T.); najwyżej jedna dwie frazy są w nich wartościowe (to prawda – M.T.); które? trzeba szukać…

No to poszukajmy.

Czytając wiersze Kaźmierskiego nie sposób odnieść wrażenia, że zostały napisane przez emerytowanego, owdowiałego i bezdzietnego nauczyciela języka polskiego, który chwilę wcześniej wykupił sobie działkę na cmentarzu, opłacił pochówek i wybrał odcień granitu nagrobka.

Przytłaczająca większość produkcji literackiej Kaźmierskiego dotyczy jednego tematu – starości i śmierci. Mimo zapewnień poety, że swoje teksty spisywał na przestrzeni kilkunastu lat i dopiero teraz zdecydował się je upublicznić – trudno mu uwierzyć. Bo tak idealna psychiczna petryfikacja, tak doskonały brak rozwoju nie dotyczy nawet kamieni polnych, które z czasem erodują. Kaźmierski jako poeta w latach 1985-2010 – gdyby uwierzyć w jego zapewnienia – musiałby, przynajmniej o tym świadczy jego twórczość, znaleźć poza czasem, poza prawem zmiany, poza erozją.

Kilka przykładów:

Trzy dni po zalogowaniu się na nieszuflada.pl Roman Kaźmierski/nrml publikuje wierszyk pt. Okolica:

Cmentarne wyścigi. Z okopów
prosto w załzawienie
nad sobą. Nade mną
wieczór wypuszcza korzenie.
Umarli tak dobrze
wychowani. Tyle tylko
miejsca zajmują,
ile mam dla nich czasu
wśród nagrobków
pocieszenia
cichego.

(OKOLICA, 2003)

Zwracam uwagę na kategorię: „choroby”, „marłych”, „nagrobków”.

Kilka lat później, w roku 2006, ponownie raczy czytelników takim podobnym wierszykiem:

Rok, kiedy umieram, jest znany, ma trzy cztery lata.
Zostawiam morze, jezioro i rzekę. Cel ma swoje tam i tam.
Deski czernieją, dni i noce poszarpane, każda chwila
tęskni za następną. Wciąż pragnienie zmian, braku
słów, zło nadchodzi coraz gorsze, i pozostaje.

(On i ona, 2006)

Mijają kolejne dwa lata a Kaźmierski ciągle pisze takie same wiersze i w dodatku o tym samym:

Ilości przerażają. Z powodu deszczowych kropel,
komórek w organizmie, asfaltowych liści
i milimetrów autostrad traci się wiarę,
nadzieję i tym podobne. Choremu się poprawia,
więc umiera z gwarancją, Czy jednym okiem
widzi pół świata, czy połowę prawdy o sobie?
Nikiel lśni jak znajoma planeta bez imienia.
Pachnie kawa i środek przeciw wrogom.
W słowie ja rozmnażają się znaki.

(Obchody, 2008)

Wydaje się, że apogeum nekrofilii literackiej Kaźmierskiego przypada na rok 2010, kiedy to ów pisze przewidywalny i jakże podobny do wszystkich 700. wcześniej opublikowanych tekstów wierszyk o umieraniu, chorobach i cierpieniu:

Pełno jej wszędzie, jakby była żywa.
Nocą wyjada z lodówki smakołyki
na jutrzejszy, uroczysty obiad.
Siedzi przy stole z miną bezpłciowej
dziewczynki, a my gadamy
o cudzym umieraniu aż do bólu.
Śmierć w kółko o sobie.

(Rodzaj żeński, 2010)

Ale już rok wcześniej Kaźmierski ożywił taki rodzaj podmiotu lirycznego, który był gotów przespać się ze skruszałą kobieciną, którą po dwutygodniowej przerwie wygrzebano z ziemi:

Gdy miłość umiera,
najlepiej wziąć się za porządne sprzątanie.
Czasem potrzebny jest remont,
po nim myje się okna, pucuje szyby,
aż zalśnią jak zwierciadła.
Chłopiec na rowerze, para staruszków
z przyzwyczajenia trzyma się za ręce,
toczy się w nieznane gumowa piłka .
Widzisz i nie widzisz niczego
oprócz twarzy. Jest twoja.

(Znowu erotyk, 2009)

Potrzeba dużego samozaparcia, by przebrnąć przez kilka setek podobnych tekstów, w których przeplatają się takie same motywy: umierania, śmierci, choroby, pogrzebu. A nawet, kiedy samozaparcia wystarczy, to potrzeba dużej ilości środków antydepresyjnych by w trakcie lektury dwusetnego tekstu o chorobie i umieraniu.

Najnowszy tomik Romana Kaźmierskiego – dni zimorodków (2010) - w kontekście powyższych analiz także nie zaskakuje. Obecna w nim nekrofilia literacka jest kolejnym dowodem petryfikacji Kaźmierskiego jako poety. Na dowolnie otwartej stronie tomiku pojawia się przynajmniej jeden, dobrze znany wszystkim czytelnikom Jana Tracha / nrml. motyw: choroba lub śmierć.

Str. 15: „miłość to żałoba po tych, których nie spotkaliśmy” (przybory do pisania)
Str. 21: „jakieś dzisiaj, jeszcze nie zajęte przez umierających” (odkrycia i wynalazki)
Str. 8: „na poręczy koszulka z nadrukiem. Stąd można odczytać tylko R.I.P.” (instrumenty i operacje)

Ostatni tekst z tomiku dni zimorodków warto przytoczyć w całości. Nie dlatego, by stanowił on jakiś zwrot w twórczości. Także nie dlatego, że wyróżnia się spośród pozostałych setek tekstów tego autora. Raczej dlatego, że po pierwsze - jest typowy tekst Kaźmierskiego, czyli z żałobą w tle; a po drugie dlatego, że należy założyć pewną intencję autora, którą ten kierował się dobierając odpowiednie wiersze. Taki a nie inny tekst zamykający tomik jest przysłowiową kropka nad i, którą mógł postawić tylko sam Autor – Roman Kaźmierski:

Dzisiaj to żałoba po tym,
kim było się wczoraj. Kiedyś
dorobiło się sygnaturki, wpadającej
w ucho, ręka trzyma się dotyku
bez pomocy, a oko chce być
mądrzejsze od książki,
na którą patrzy. Czytaj: czyta.
Godzina jak koleżanka
z dzieciństwa. Nie jest pewna,
od czego zacząć i czy zdąży.
Kawa, herbata. Mała stypa.

(Jutro)

O tym jak monotonna i depresyjna jest twórczość Kaźmierskiego świadczy frekwencja na jego wieczorkach poetyckich. Nie jest ich wiele, gdyż organizatorzy maja uzasadnione wątpliwosci czy tego typu postać ze świata literackiego zapewni frekwencję na poziomie 10 osób. Niektórzy ryzykują. I tak w marcu 2010 roku poeta miał zaszczyt przemawiać do 8 osób. Dwie panie dołączyły w ostatniej chwili. Wpadły prosto z ulicy, z zakupami. Rozsiadły się a miejsca w pierwszych rzędach było mnóstwo i posłuchały co Roman Kaźmierski ma do powiedzenia. Chociaż kto wie, może publika nie dopisała ze względu na konferansjera? Kto wie.

Podsumowując, gdyby Roman Kaźmierski zamiast wierszy pisał bajki dla dzieci, Plastuś mieszkałby w malutkiej, drewnianej trumience. Śnieżka nigdy by się nie obudziła a wiewiórka z Epoki Lodowcowej nie kradłaby żołędzi tylko śpiewała pieśni żałobne by uczcić wymarłe dinozaury.

tag_iconTags: |

You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. Both comments and pings are currently closed.

-