Inga Iwasiów, 39/41

luty 3rd, 2010 by trojanowski marek | Filed under analiza

Na pytanie: „dlaczego kobiety nie rapują?” mój uczony kolega z pięcioma doktoratami i jedną habilitacją odpowiedział:

- Nie rapują, bo mają za duże cycki. Jak podskakują, a rapując trzeba trochę poskakać, to im się te cycki majtają góra dół, góra dół. Czasami na boki. A niekiedy cyrkulacyjnie. Paskudnie to wygląda.

A kiedy tego samego kolegę zapytałem: „dlaczego kobiety rapują?” on zdziwił się, i zapytał:

- A która to?

Inga Iwasiów o swoich wierszach pisze tak: „Moje wiersze próbują wejść w sam środek przeżywania. Nie odgrywać przeżywanie – wywołać je, przy pomocy tego, co mamy – obrazowych i językowych prefabrykatów. Jeden ze znanych i życzliwych mi krytyków powiedział kiedyś, że czytając moje teksty, ma ochotę być sam w pomieszczeniu, jakby oddawał się czynności intymnej. Taka ocena niezwykle mi odpowiada. Pisanie i czytanie to czynności intymne. Oddając Czytelnikowi wiersze, jestem zawstydzona. Ryzykuję, bo dla mnie tylko ryzykowne gesty mają w literaturze znaczenie. Reszta jest grą pozorów, na która szkoda życia.” (Inga Iwasiów)

Nie wnikam w to, który krytyk była tak znany poetce i tak życzliwy. Nie wnikam w powody, dla których owa życzliwość i zażyłość miała znaleźć ujście w intymnym odosobnieniu. To sprawa między poetką a znajomym i życzliwym poetce krytykiem. Interesujące natomiast są teksty poetki. W tym przypadku tomik 39/41.

Tajemnica tytułu odkryta zostaje w tekście otwierającym tomik:

O jeny, jeny świat się kończy
Takich chcecie wierszy
Ojojoj, po jedenastym septembra
Idzie zagłada
Pochyl się nad pliszką
Zobaczysz pliskę bytu
Byle starannie
No dobrze tak nie potrafię
Jestem przyłapana
Mam absolutną nieprzydatność
Wpisaną w termin ważności
Który może nie nadejść
Od dziś do jutra

[Wierszyk metakrytyczny]

W trzecim wersie „ojojoj, po jedenastym septembra „ – poetka wyraźnie nawiązuje do ataków na World Trade Center z 11 września, która w świadomości społecznej utrwaliła się w formie kodu 9/11.

O ile datę 9/11 łatwo odczytać (130 milionów rekordów dla tego hasła podaje wyszukiwarka google) tak z tytułem tomiku Ingi Iwasiów z 2004 roku sprawa jest bardziej skomplikowana.

39/41 – wydaje się być zlepkiem z dat 1939 r. i 1941 r. Rok 1939 – wiadomo, atak hitlerowskich Niemiec na Polskę. Martyrologia narodu polskiego itp. Ale czy aby na pewno o to chodziło poetce?

Kiedy analizujemy drugą datę: 1941 r. (realizacja planu Barbarossa) to okazuje się, że być może nie chodzi tu o tragedię narodu Polskiego (który z perspektywy historii świata mógłby nie istnieć) ale o początek końca potęgi Niemiec. Ojczyzna Goethego, Hegla, Kanta skończyła się. Królestwo wielkich duchów upadło. Niegdyś dumny i wielki znalazł się na kolanach, z których do dzisiaj nie może się podnieść. I to jest prawdziwa tragedia. Bo strata jednego ducha to strata stu milionów istnień ludzkich.

Każde tego typu interpretacje tekstów Ingi Iwasiów, które uwzględniałyby aspekty romantyczności politycznej będą nadinterpretacjami. W tym przypadku czytelnik ma do czynienia z najprostszą z prostych, najbanalniejszą z banalnych poetyk, która idealnie koresponduje (korespondencję w tym przypadku należy rozumieć jako adequatio) z sensem tekstów.

Weźmy taki przykład:

W korku
Oni jadą
Mój pierwszy
Kilometr
Do ich życia
W domkach
Samochodów
Zjeżdżają
Po użyciu świateł
Każdy z nich
Ma więcej
Niż ja
Gdy patrzę

[Pod Hanowerem]

Problemem nie jest tekst, ani jego interpretacja ale krytyk – nawet ten najbardziej z poetką zaprzyjaźniony i najbardziej bliski z bliskich – który musi udać się do zamkniętego pokoju o białych, wyściełanych pikowaną gąbką ścianach i drzwiach bez klamek, by w intymnym odosobnieniu przeżyć przeżycie, które wywołuje ów wiersz.

Inny przykład.

Oto wiersz (uprzedzam, że to wiersz, bo ktoś mniej obyty w poezji kobiecej mógłby przypuszczać, że cytuję spis treści):

Tu siadam
Na krawężniku
W dłoniach
Bilety
Z wczoraj
Oznaczam nimi
Ciągłość
Między
Nieznanym
A dzisiaj

[Przerwa na lunch]

Trudno oprzeć się wrażeniu, że ów krytyk, o którym wspomina Inga Iwasiów jest istotą o cechach nadludzkich. Jest jakimś ewolucyjnym rodzajem literackiego übermenscha, niedobitkiem z 6 armii generała Paulusa, który zawsze przejawiał zainteresowanie polską poezją kobiecą.

Osobną kwestią, która należy rozstrzygnąć jest zakres „intymnych czynności”, którym miałby się oddać ów krytyk po przeczytaniu wierszy Ingi Iwasiów. Możliwy scenariusz działania można zrekonstruować na podstawie innego tekstu poetki:

O czwartej rano
Mam czas
Na wszystko
Wydaje się
Nienależący
Donikąd
Precyzyjnie mój
Odchyla
Białą firankę
Zawiesza
Poranną kawę
Na drobnych
Klamerkach
Dotknięć

[Nowy Jork rano]

Scenariusz:
Godzina czwarta rano. Krytyk nie ma nic do roboty o tej porze. Dopiero za kilka godzin zadzwonią z redakcji z prośba o nadesłanie tekstu. Zamyka się więc w pokoju z tomikiem 39/41 Ingi Iwasiów. Zaczyna czytać. Nagle przerywa. Rozgląda się i widzi, że na podłodze lezy gazeta. „Chyba nie należy do żadnego z domowników?” – myśli. Rozpina zamek w spodniach, guzik. Odchyla. A zrobił to tak gwałtownie, że aż firanka się poruszyła. Popijając poranną kawę, spogląda w dół. Musi precyzyjnie przypiąć klamerki. Żeby bolało. Tak jak lubi. Jak skończy przypinać, zacznie dotykać”

Mój kolega z pięcioma doktoratami i jedną habilitacją przeczytawszy 39/41 Ingi Iwasiów opowiedział mi pewną historię pewnego małżeństwa:

Był sobie maż i żona. Małżeństwo niemal doskonałe. Klasyka relacji małżeńskich: on ją tłukł przynajmniej raz w tygodniu. Ona chodziła się skarżyć do sąsiadki, z która wypalała dwie paczki fajek i wypijała przynajmniej ćwiarę gorzkiej żołądkowej. On, wracając do domu wyczuwał, że baba jest lekko dziabnięta więc ją prał.
I tak mijały dni, miesiące i lata. Któregoś razu mąż uderzył za mocno. Baba lecąc na ziemię straciła przytomność. Walnęła jak kłoda. Facet się przestraszył, ale nie zadzwonił na pogotowie. Mógłby mieć kłopoty. Zrobił jej usta usta. Był też masaż serca. Miał opory, bo dopiero teraz zauważył, że przez te lata powybijał kobiecinie przednie żeby. Ale nic. Jakoś poszło. Kobieta odzyskała przytomność, ale nie była już taka sama. Coś się jej przestawiło w mózgu. Przestała pić. Przestała palić. Zaczęła dobrze gotować. Jednym minusem było to, że zaczęła się jąkać. Mówiła do niego:

Ko
Ko
Ko
Cha
Kocha
Kochan
Nie
Kochanie

Cz
Czy
Y
Czy

Chłop widząc, że się kobiecina stara, że się zmieniła zrobiło mu się jej żal. Miał wyrzuty sumienia. Wiedział, że to on a dokładniej: jego prawy prosty jest przyczyną owego jąkania. Postanowił ułatwić życie kobiecie. Kupił jej zeszyt w linie i powiedział:

- Nie musisz nic mówić. Pisz, będzie ci łatwiej.

tag_iconTags: |

You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. Both comments and pings are currently closed.

-