Bianka Rolando, Biała Książka

listopad 7th, 2009 by trojanowski marek | Filed under analiza

Hitem salonu literackiego roku 2009 jest Bianka Rolando. Ów produkt miłości polsko-włoskiej (lub włosko-polskiej) najpierw okazał się być utalentowany w dziedzinie sztuk plastycznych. Dopiero później okazało się, że Bianka jest równie utalentowaną poetką.

W tym przypadku mamy do czynienia z sytuacją odwrotną niż jak to ma miejsce z przydziałem i kolejnością uzdolnień u Jacka Dehnela. Ten najpierw objawił się jako literat, później jako gej a następnie jako malarz. Czy Bianka Rolando kocha inaczej - o tym jeszcze artystka nie poinformowała, bo nie było takiej potrzeby marketingowej.

Do rzeczy.

Był piękny majowy dzień. A ściślej: to było piękne przedpołudnie dnia piątego maja roku 2009. A jeszcze dokładniej: o godzinie 10:03 i 52 sek., piątego dnia piątego miesiąca dziewiątego roku drugiego tysiąclecia Justyna Radczyńska-Misiurewicz – prywatnie żona pana prezesa z zawodu pracodawczyni Jacka Dehnela – na jednej ze swoich stron w Internecie zainicjowała na forum wątek pt. „Bianka Rolando w Warszawie” o treści następującej:

Dyskusja o Białej książce z udziałem autorki Bianki Rolando

oraz Justyny Sobolewskiej (”Polityka”) i Piotra Kępińskiego (”Newsweek”)

6 maja 2009, godzina 18.00

Austriackie Forum Kultury w Warszawie, ul. Próżna 8

Po spotkaniu zaprasza się na poczęstunek.;-)

Organizacja i organizacje: Wydawnictwo św. Wojciech, Austriackie Forum Kultury, Newsweek Polska i Art Stations Foundation

Jakiż smutek musiała ogarnąć Panią Prezes. Jakiż to żal zdominował bogate skądinąd wnętrze tej zacnej osoby, gdy co pięć minut odświeżając stonkę nie doczekała się ani jednego wpisu, ani jednej reakcji na anons dotyczący Bianki Rolando i jej dzieła literackiego. Wszystko było tak jak trzeba. Napisała co, gdzie i kiedy. Podpisała się imieniem i nazwiskiem. Nawet napisała o poczęstunku i o tym, że będzie za darmo. Kto odmawia w dzisiejszych czasach darmowego jedzenia? Kiedy paczka parówek morlinek kosztuje siedem złotych polskich każda możliwość darmowego wiktu jest dosłownie na wagę złota.

Miała dwa wyjścia. Pierwsze: stracić wiarę i porzucić misję tyrania na wirtualnej grządce tkanki duchowej narodu. Powrót do roli gospodyni domowej, która gotuje obiadki panu prezesowi nie był taki zły. Ale Pani Prezes wiedziała, że koniec jej Fundacji Literatury w Internecie oznacza koniec legalnego zatrudnienia Jacka Dehnela. Nie chciała żeby ta szlachetna i delikatna natura błąkała się po kolejnych piętrach Urzędu Pracy. Przecież ten wydelikacony młodzieniec, wypachniony, ogolony, ubrany w cylinder, z laseczką w dłoni i przydługą kapota na ramionach przepadłby w tłumie spoconych, bezzębnych natur ludzkich. Wiedziała, że musi coś zrobić. Dlatego też następnego dnia, a dokładniej 2009-05-06 o godzinie 08:22:09 – czyli tuż po nakarmieniu dzieciaków, męża i po nałożeniu pierwszej warstwy podkładu na dekolcie i w okolicy oczu napisała:

Rzecz Bianki Rolando jest arcydzielna. Tak, nie przesadzam. Takie książki to święto.

Jeśli ktoś nie zna i może przyjść niech się zapozna, nie będzie żałował.;-) Jeśli ktoś zna to wie o czym piszę i naturalnie…

wie najlepiej.;-)

I znowu ten hatemelowski uśmieszek i ta nieznośna chwila napięcia. I tym razem nie wydarzyło się nic. I ten post nie zadziałał.

W bogatym i uduchowionym wnętrzu pojawiło się najpierw zwątpienie a później złość, która zmieniła się ostatecznie w rezygnację.

Kiedy dzień później – siódmego maja pojawił się pierwsza reakcja na prezesowski anons, Justyna Radczyńska-Misiurewicz nie zareagowała. Jakby straciła wiarę w narodową estetykę. Nie kontynuowała wątku. Pozwoliła mu umrzeć. I wątek umarł.

Ale nie Bianka Rolando. Ta jako malarka i poetka miała i ma się dobrze.

W tekście O chwale Ateńczyków (Πότερον Αθηναίοι κατά πόλεμον ή κατά σοφίαν ενδοξότερο, 476 f, ed. Stephanus, 1572, T. IV ), Plutarch cytuje sławne – także dziś - powiedzenie Simonidesa, że poezja jest mówiącym malarstwem, malarstwo zaś jest milczącą poezją.

Nie wiem o czym milczy malarka Bianka, ale chciałbym dowiedzieć się o czym mówi poetka Rolando. Dzwonię do kilku znajomych. Wysyłam odpowiednie majle. I po kilku dniach dostaję solidny załącznik w PDF. Trochę tego jest. Płytka z nagraniem ma przyjść pocztą.

- Pierdolę. Na chuj mi nagranie Maksia, który zamiast „kobieta mnie bije” będzie mi recytował wierszyki. Jakoś nie wierzę spoconemu grubasowi.

Jerzy Stuhr miał w życiu kilka dobrych ról. Ale według mnie on i poezja to byty kompletnie nieprzystające. Mogę sobie wyobrazić scenkę łóżkową, w której Jerzy gramoląc się na rozebrana kochankę sapie:

Chodź tu kotko miau, miau
Pokażę ci com chciau chciau

Ale sytuacja: Jerzy Stuhr czytający wiersze Stefana George – to przekracza nawet moją osobistą power of imagination.

Otwieram załącznik PDF. „Biała Książka”. Skan okładki: jakieś biuściaste ciałko z zaznaczonymi odległościami. Myślę sobie – to pewnie artystyczne nawiązanie do tej części duszy i twórczości Bianki Rolando, w której objawia się jako malarka. Taka wariacja na temat znanego rysunku człowieka wpisanego w kwadrat Leonarda da Vinci.
Ale to nie rysunek fokusuje moją uwagę, ale przymiotnik: „biała”. W głowie mi kołacze: biała, biała, biała plama, hic sunt leones.

Wyruszam na podbój Afryki.

Tekstem z Białej Książki, który szybko stał się moim ulubionym, jest Pieśń Piąta.
Jest to stosunkowo długi tekst i żeby nie zanudzać czytelnika postaram się go streścić.
Otóż Pieśń Piąta opowiada o tym jak to osoba, rodzaju żeńskiego chodzi sobie po mieście. Jest to niezwykły podmiot liryczny. Bo kiedy wsiada do autobusu, to:

Dziewczyny na mój widok mocniej przytulają
swoich przystankowych towarzyszy, drżąc
jak sadzonki pomidorów wspierające swój ciężar
na solidnych patykach, które korygują ich kształt

Podmiot liryczny, jak zwykły pasażer, musi wysiąść kiedyś z autobusu MZK. Wówczas skazany jest na perypatetyczny ogląd rzeczywistości. I oto, co widzi:

Chodzę, patrząc się na bezcelowy ruch
Ich mobilność jest absolutnie zbędna
Na dworcach świata mam swoje apartamenty
President Suite z marmurową posadzką
Oddaje mi ona swój zbawienny chłód, spokój
Obdarty jestem z koronek tłumiących oddech i ciało
Drapię się za uchem, spoglądając na wysokie kobiety
w reklamówkach całe życie za 35 złotych z resztą
Jestem cieniem, przybrudzonym krawężnikiem
w którym zbierają się kałuże, mokre odpadki

Jestem przekonany, że mówiąca malarka mogłaby w podobny sposób zdać relację z turnieju szachowego. Wszak opanowała do perfekcji odpowiednie metrum.

Następna Pieśń Bianki Rolando – Pieśń Szósta – także porywa. Oto początek, który jest forpocztą „arcydzieła” – jak to trafnie ujęła Justyna Radczyńska-Prezes-Misiurewicz:

Chłodny poranek zaglądał mi ostro w oczy
jego mocne uderzenia to jasna tenisówka
Prosto w głowę pachnącym butem z gumy
W mojej głowie jeszcze vino bianco

[pieśń szósta]

Ale nie tylko „chłodny poranek zaglądający w oczy” może być problemem. Bianka Rolando z właściwą sobie lekkością obrazowania pisze o innych udrękach powodowanych przez prozę życia:

Poczułem przeciągły ból w klatce piersiowej
cicha czerń okryła moje zmęczone oczy
Bolesna depilacja trwała zaskakująco krótko

[pieśń szósta]

Przestrogi dla zawałowców w społeczeństwie, w którym obniża się wiek osób zagrożonych zawałem mają wyjątkową wartość edukacyjną. O depilacji nie mogę nic powiedzieć. Pozostaje mi tylko uwierzyć podmiotowi lirycznemu na słowo.

Pieśń Siódma niczym nie zaskakuje. Widać, że poetka-malarka obywatelstwa polsko-włoskiego jest w wyjątkowej formie. Oto dowód:

Tchnienie jak wiatr zdmuchnęło mnie czule
ruszyłem w kierunku cichych konstrukcji
pełen nieśmiałego oczekiwania na jakieś zaproszenie
to wszystko przez te kokosy, jak zwykle
Ich egzotyczna woń kołysała mnie w uśpieniu
CHODŹ - szepnęło niejęzykiem jakieś nieistnienie

[pieśń siódma]

ciche konstrukcje”, „czułe zdmuchnięcia”, „nieśmiałe oczekiwania”, „egzotyczne wonie” – wszystko to znamy z klasyki polskiej poezji kobiet – tomiku Pożegnanie z czerwienią Ewy Lipińskiej. Bianka Rolando świadomie i odtwórczo podąża za kanonem, który wyznaczył tekst starszej koleżanki pt. „Przebudzenie” a który wszedł do klasyki poezji kobiet:

siwy mróz jak rozczochrana broda
zimne światło z trudem przebija noc
zmarznięte dłonie chowam głęboko
w pamięć twojego ciepła

zaciskam mocno powieki
bezczelnie wpycha się blady świt
w sam środek snu
gdzie pomarańczowe ciepło kamasutry
owija mnie szczelnie jak sari
które odplątywałeś tak cierpliwie
jak niecierpliwie mnie potem kochałeś

[przebudzenie]

Bianka Rolando – literackie objawienie roku 2009 – oprócz przymiotniczków stara się zaoferować swoim czytelnikom kilka ważnych i pożytecznych nauk. Proponuje m.in. przyspieszony kurs akustyki:

Żaden z tych głosów nie był głośniejszy czy cichszy
dlatego wszystkie były słyszalne równocześnie

[pieśń siódma]

Następnie kurs socjologii dla początkujących:

Chodź do nas, chodź do nas, wielość cię woła
Jesteśmy cudnie przeludnieni

[pieśń siódma]

I na końcu kurs mechatroniki dla zaawansowanych:

Usłyszałem w swoim duchu rwącą tęsknotę
byłem ścigany z wielką szybkością

[pieśń siódma]

Oczywiście sprawę można skwitować następująco: wszystko można sprowadzić do absurdu. Wszystko i wszystkich jeżeli ma się na to ochotę i jeżeli się sprowadzać do absurdu potrafi. Twórczość Bianki Rolando także.

Jednak można sprawę przedstawić inaczej. Wiersze rekomendowane przez Justynę Radczyńską nie mogą być przecież banalną sieczką. Muszą to być teksty ważna zarówno pod względem estetyki, sposobu narracji jak i treści. Nie może być tak, że rukowoditiele mylą się w swoich rekomendacjach. Ja się mogę pomylić. Może się pomylić Bianka Rolando, ale Justynie Radczyńskiej mylić się nie wypada.

Dlaczego jest tak, że mimo gorących, powtarzanych jak dogmat zapewnień: „Rzecz Bianki Rolando jest arcydzielna”, w Białej Książce czytam:

Kim jesteś, o piękna przyjaciółko moja
o rudych włosach, zawsze mi się takie podobały
spiętych jak kurtyna, tylko dwoma punktami
Jakże twoje jasne oblicze jest olśniewające
Piłaś zawsze esencję z herbaty, inni rozwadniali
stąd pewnie twój herbaciany odcień
Twoją cerę pokryły piegi i niedoskonałości skóry
wrażliwej z tendencją do wysuszania się
Z długimi nogami na ręczniku plażowym leżysz
kremem posmarowana UV 100, byś się nie spaliła
jesteś tak cholernie wrażliwa na wszystko

[pieśń dziesiąta]

Czy tylko ja widzę tu banalny landszaft z jelonkiem na rykowisku?

PS.

Jeżeli Bianka Rolando maluje tak jak pisze, to wkrótce jej grafiki będą zdobiły ściany restauracji sieciowych SFINX, FARAON itp., w całej Polsce.

tag_iconTags: |

You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. Both comments and pings are currently closed.

-