Magdalena Bielska, Brzydkie zwierzęta

wrzesień 14th, 2010 by trojanowski marek | Filed under analiza

Nowoczesne poetki oprócz pracy zawodowej – czyli pisania wierszy – mają prawdziwe pasje.

Na przykład taka oto poetka – Magdalena Bielska, dziewuszka spłodzona tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego przez Państwa Jerzego i Hannę Pilchów – po ciężkim wysiłku twórczym kiedy to zmaga się z weną, natchnieniem i kosmitami, odpoczywa oddając się bez reszty swojej prawdziwej pasji – ogrodnictwu. Swoją miłością do stokrotek Magdalena Bielska nie chwali się światu i prawdopodobnie pozostałaby ona sekretem poetki, który zabrany zostałby do trumny gdyby nie wiersze, które w godzinach urzędowania: od 8.00 do 15.00 w dni pracujące Magda Bielska musi pisać.

Magda wystukuje na klawiaturze nie tylko wierszyki ale także – niejako z obowiązku bo tatuś literat a mamusia historyk literatury i córeczce nie wypada zajmować się pieleniem marchewki – pisze „oniryczne, oryginalne prozy” (tekst o „oniryczności” oraz o „oryginalności” został przeze mnie bezmyślnie przepisany ze strony wydawnictwa a5, w którym ukazał się debiutancki tomik poetki Magdaleny Bielskiej, o którym za chwilę.).

Mimo godzin spędzonych na warsztatach literackich prowadzonych przez szanownego Papę, w sercu dziewczyny było tylko jedno miejsce i to miejsce przypadło ogrodnictwu.

Jedna z mądrości ludowych uczy, że co z oczu, to z serca. U poetek – w szczególności u tych najwrażliwszych, a do takich zalicza się Magdalena Bielska, która stanowi biologiczne i duchowe ukoronowanie związku pani i pan Pilch - kolejność jest odwrotna: co z serca to w oczy. I dzięki temu zwykły, szary czytelnik może się dowiedzieć o prawdziwej pasji dziewczyny, której rodzice kazali tworzyć literaturę – czyli o ogrodnictwie.

Magdalena Bielska nie ukrywa swoich namiętności. Jej ciało pozostało posłuszne nakazowi literackiej familii, ale duch przez 24 godziny na dobę swawoli w ogródku położonym tuż za domem. Pisząc wiersz poetka pisze go tak, jakby pieliła grządkę, podlewała warzywa, wiązała pomidory do palików. Jej serce wypełnione po brzegi teorią agronomii wylewa żar ze swego wnętrza do duszy kobieciny, a ta następnie sprawnie przerabia go na wersy. Z próbką tego rodzaju przetwórstwa empirii na literaturę mamy do czynienia w tomiku wydanym w 2006 r. pt. Brzydkie zwierzęta. Już z pobieżnej tylko lektury dowiedzieć się można, że w ogródku państwa Pilchów jest jak w niebie:

słodko pachnie maciejka, dzikie maliny
stokrotki mdleją, zakrywają oczy.

[***]

Kogoś mogłyby zdziwić antropomorfizacja pospolitego kwiatka – stokrotki, która w wierszyku Magdaleny Bielskiej posiada oprócz gałek ocznych także unikalny, typowo ludzki dar utraty świadomości. Zdziwienie niczym zły sen pryska w chwili, w której śmiertelnik uświadomi sobie, że ma do czynienia z opisem ogródka państwa Pilchów – czyli z opisem nieba na ziemi. A w niebie, jak to zwykle w takich miejscach bywa, pełno jest dziwnych stworów i cudownych roślin, wśród których mdlejące i zakrywające oczy stokrotki nie są niczym niezwykłym.

Przejdźmy do dalszych części opisu owego edenu:

Słodkie sierpniowe śliwki
chore pomidory, mimo to miały dziki smak.
Słońce schowane za modrzewiami

[***]

I to byłby koniec sielanki. A o tym, że wszystkie niebiańskie sielanki – w szczególności te, w których biorą udział ludzie a które odbywają się w boskich ogródkach – źle się dla gości kończą, o tym pouczają najstarsze przekazy piśmienne kultury judeochrześcijańskiej. Podobnie rzecz ma się z ogródkiem, który opisuje w poetyckiej relacji Magdalena Bielska. Oto bowiem na idealnym obrazie pojawiła się rysa – cienka niczym chujek dwunastolatka lub jak starotestamentowy wąż, który namówił Ewę by zgrzeszyła. Skaza, która odmieni sposób percepcji grządki z marchewką - oto: chory pomidor. Teraz już nic nie będzie takie jak wcześniej. Bo kiedy pleśń szara dopadnie pomidory, to syfa łapie cały ogródek. I jeżeli doświadczony działkowicz nie podejmie zdecydowanych działań (np. jeżeli nie użyje napalmu i nie wypali wszystkiego do gołej ziemi), to szlag trafi wszystkie rośliny. O tym przekonała się Magdalena Bielska:

Na starej śliwie owoce chorują z przegrzania

Drzewa chowają się we własnym cieniu,
pochylają do ziemi, która jakby mściwie
obojętnie żółknie schnie

[***]

Widać jak na dłoni, że miejsce onegdaj przyjazne człowiekowi zmieniło się w swoje przeciwieństwo. Owa metamorfoza nie umknęła uwadze poetki, której wyostrzony zmysł obserwacji świata od pewnego czasu robił za kosiarkę do trawy. Oto ogród Pilchów po mutacji:

Ogród jest stary, dziki, nastroszony
porusza się, chwieje, trzeszczy
grubymi łodygami jeżyn, rude sójki
ostrożnie podchodzą do chorych jabłoni.
Skrzywione gałęzie plączą się ze sobą.

[***]

Gdzieś w połowie dzieła pt. Brzydkie zwierzęta, poetka Bielska powraca do motywu pomidorów, które w wierszach zdolne są do odczuwania mąk większych niż hiobowe. Na stronie 16. pisze:

Chore pomidory pachną dziko w słońcu.

[***]

Każdy uważny czytelnik w tym momencie pozazdrości poetce konsekwencji w opisie. Okazuje się, że pomidory, które na stronie 6. tomiku „dziko smakowały” dokładnie dziesięć stron dalej zaczęły „dziko pachnieć”. Konsekwencja - jak na poetkę – wręcz niespotykana.

W tomiku Brzydkie zwierzęta debiutująca wówczas poetka opisała także „przekwitłe i wilgotne palmy łubinów”, które „kurczą swoje długie palce” (s. 16). Owe cudowne rośliny wymagają do wzrostu szczególnych warunków. Najważniejsze jest powietrze, które w opisywanym przez córkę państwa Pilch ogródku jest: „duszne od zapachu dzikich malin” (s.19). Ci, którzy zazdroszczą poetce uzdolnień oraz utytułowanych rodziców mogliby zarzucić, że ów skład chemiczny atmosfery nie jest czymś wyjątkowym. Wszak mieszankę ową zna ludzkość od czasów Leśmiana. Ale czy Leśmian zdołałby za życia wymyślić: „Powietrze – dzikie i pachnące solą.” ( Sen, s. 26)? Albo czy inny twórca lub twórczyni polskojęzycznej kultury byliby w stanie wyobrazić sobie na przykład: „żółte powietrze, którym mogą oddychać tylko ćmy” (s. 40)?

Po przygodzie z debiutem spadkobierczyni rodu Pilchów pozostaje mieć nadzieję, że Pan Jerzy i jego Małżonka nie powiedzieli jeszcze swego ostatniego słowa w kwestii zachowania ciągłości rodu. Być może za którymś razem wstrzelą się w ten właściwy moment, w milisekundę dającą początek życiu, które połączy wszystkie familijne uzdolnienia.

tag_iconTags: |

You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. Both comments and pings are currently closed.

-