Krzysztof Jaworski, Drżące przyjemności

lipiec 1st, 2009 by trojanowski marek | Filed under analiza

.
Wydawnictwo, specjalizujące się w robieniu czegoś z niczego – Biuro Literackie – w 2008 r., wydało wierszyki Krzysztofa Jaworskiego. Żeby było ciekawiej umieszczone w tomie Drżące przyjemności teksty powstawały między 1988 a 2008 rokiem. Przedział dwudziestu lat w tym przypadku to: upadek bloku sowieckiego, demolka muru berlińskiego, to pałowanie opozycji, to okrągły stół, to Lech Wałęsa, to rewolucja technologiczna, to wojna w Iraku i żeby się nie rozdrabniać: to globalny triumf demokracji rozumianej po amerykańsku.

Takiego materiału empirycznego, takich wstrząsów świadomościowych nie dostarczyła żadna epoka żadnemu do tej pory poecie (może za wyjątkiem: Miłosza, Herberta, etc., etc.). Krzysztof Jaworski – żyjąc i tworząc w latach 1988-2008 - dostał od losu unikalny dar: duszę poety w trudnych czasach.

Tutaj nie można niczego zepsuć. Odpowiednia wrażliwość + sterta papieru + coś do pisania = dzieła nagradzane Noblami we wszystkich kategoriach. Nie można zepsuć. Nie można. No właśnie, nie można.

Trudno na podstawie Drżących przyjemności zrekonstruować ewolucję wrażliwości Krzysztofa Jaworskiego. Teksty ułożne zostały niechronologicznie. Raz jest wiersz z 1991 r., a raz z grudnia 1988 r.. Czytelnik musi się natrudzić by zrekonstruować wysiłek estetyczny poety, który przeżywa na wszystkich płaszczyznach zmianę ustrojową. Jednak mimo utrudnień warto spróbować prześledzić drogę poety od roku 1988 do 2008.

Jest rok 1988. Ostatni funkcjonariusz ORMO zakopuje głęboko w ogródku gumową pałkę, odznakę i pas. Wszyscy w kraju wiedzą, kto to taki jest Lech Wałęsa i każdy chce należeć do SOLIDARNOŚCI.
Poeta Jaworski nie pozostaje obojętny na te okoliczności. Pogrążony w szale twórczym, jednocząc się ze wszystkimi internowanymi, odczuwają synaptycznie rozterki ormowca pisze:

masz fatalne imię do wiersza powiedziałem
przynajmniej ściągnij sweter żeby coś się działo
i jakoś ruszymy z tą fabułą najważniejsze
to dobrze zacząć a ja z reguły zaczynam
dobrze z oczu rąk i ust jestem
naprawdę bardzo podobny
do matki ale z daleka i tak wyglądam
jak ojciec wiem sporo o śmierci ale nic zgoła
o rozebranych kobietach ja nie piszę wierszy
dziecino ja je rodzę

[Ubywanie]

Poeta świadomy reżimowych zagrożeń ukrył przed szalejącą cenzurą, która posłuszna tajnej dyrektywie Kiszczaka tłumiła rewolucję intelektualną w zarodku, przekaz. Dzisiaj wiemy, że pod pojęciem „wiersza” poeci tamtego okresu przemycali do obiegu intelektualnego kategorię „władzy”. Poeta pisząc słowo: „wiersz” pisał o „władzy”. Cenzorzy nawet gdy wiedzieli o tym przemytniczym procederze, nie ingerowali, chociaż tekst po odszyfrowaniu mógł być zgubny dla ideologii panowania klasy robotniczej. W tym przypadku:

masz fatalne imię do władzy powiedziałem
przynajmniej ściągnij sweter żeby coś się działo
i jakoś ruszymy …

W tym tekście Jaworskiego jest wszystko to, o czym mógł zamarzyć opozycjonista. Od bezczelnej krytyki władzy (jeszcze w latach 50. za tekst: „masz fatalne imię do władzy powiedziałem” poeta zostałby stracony), przez poruszenie kwestii gospodarczych (udane dzięki wykorzystaniu partykuły „przynajmniej” nawiązanie do kryzysu odzieżowego z lat 70.), do optymistycznej odezwy do udręczonej od komunistycznego jarzma części narodu: „i jakoś ruszymy”.

W świecie tętniącej wolności i swobód trudno jest sobie wyobrazić skutki oddziaływania tego tekstu. Wiersz Jaworskiego Ubywanie adresowany był do wszystkich ubeków (konsonans między ubywaniem a ubecją pozwala ściśle określić adresatów odezwy poety oraz zrekonstruować przesłanie jako: „Ubywaj Ubeku”), do działaczy, do pierwszych sekretarzy. Był poetycką krytyką czasu. Ale był też pocieszeniem. Dodawał otuchy „jakoś ruszymy”.

1990 r. Wałęsa przeskoczył wszystko, co miał do przeskoczenia. Ubecy posłuszni nakazowi poety ubyli. W kraju zrobiło się bardzo amerykańsko. Amerykańsko zrobiło się także w tekstach Jaworskiego. Zaczyna pisać teksty długie jak Przeminęło z wiatrem. Jeden z nich: Shelley tonący zaczyna się tak:

Shelley, jak kot, wypada za burtę.
To tylko szkic. Spróbujcie sobie wyobrazić.
Spróbujcie wczuć się w sytuację. Albo:

A kończy tak:

Skąd ty na to wszystko bierzesz czas, Shelley? - dziwi się
Mary i marszczy nos.
Och - mówi Shelley i marszczy nos - zawsze miałem go mnóstwo.
Twarz w mydlinach, największe serce na świecie.
Życie wymyka mu się z rąk. Jak mydło.
Wreszcie!

Między początkiem a końcem opowieści o Shelleyu jest kilka stron tekstu, w którym mowa jest o Baskervillach, o Miltonie, a oś akcji to pogawędka Mary z Mary.

Przyznać należy, że poeta umiejętnie wpisał się w nurt przesiąkania poetyckiego zachodem. Onegdaj przesiąkano wschodem: Majakowskim itp., po 90 przesiąkać wypada tradycją literacką z zachodu.

W 1994 r. społeczeństwo polskie wybrało się zbiorowo na bezrobocie. Bieda aż piszczy. Większość nawet ma nadzieję, że wrócą stare dobre czasy. SLD notuje wzrost popularności. Dawni towarzysze wracają do łask. Praca staje się towarem rzadkim. A najwięcej szczęścia mają ci, którzy jeżdżą na fuchy do Niemiec. Zarbiają marki, dużo marek a to przecież w przeliczeniu na polskie stanowi w chuj złotówek. Poeta Jaworski odczuwając ból egzystencjalny z powodu braku dobrobytu, albo też w poszukiwaniu twórczego przecież bólu egzystencjalnego, który ustapił po upadku potwora komunistycznego wybrał się na roboty do reichu. Oto fragment relacji z pobytu:

Rzuciłem ziemię skąd mój ród, co do mowy
to też, ani me
ani be. Pokazali mi
muzeum, pokazali mi kościół.
Nie chodziłem pijany,
nie kradłem po sklepach.
Wszyscy tam mieli mnie chyba
za chorego umysłowo?
To bardzo piękny kraj, może
i dorobiłbym się na czyszczeniu wychodków…

[kameraden]

Nasycenie emocjonalne oraz intymny ładunek nie pozwala komentować tego tekstu, który w niektórych kręgach uznawany jest za relikwię polskiej emigracji zarobkowej.

W 1997 r. Polskę zalewa wielka woda. Są ofiary. Ale na szczęście dla kultury i duchowości narodu poeta dalej zarabia dewizy na obczyźnie - daleko od zagrożenia. Tym razem pije. W tekście z tego okresu pisze:

W dziewięćdziesiątym drugim, w siedemdziesiąte piąte
urodziny Roberta Mitchuma, a wiecie do kogo
i w jakim filmie dobierał się Robert
Mitchum!, piliśmy z Dirkiem 50 procentową
wódkę z Polski, każda okazja jest dobra, aż tu nagle
wódka się skończyła, wszystko ma swoje granice.


[Na urodziny przyjaciela]

Tęsknota za tym co polskie po tylu latach pobytu na emigracji jest zrozumiała. Na uwagę zasługuje ewolucja podmiotu lirycznego. Jego degeneracja od: „nie chodziłem pijany” (tekst z 1994) do: „piliśmy z Dirkiem 50 procentową wódkę z polski”.

Pod koniec lat 90. poeta wraca z emigracji. Pogrążony w niemocy twórczej postanowi zapisać się na jakieś fajne studia. Oczywiście wybiera filozofię. Na wstępie do filozofii przeczyta trochę z Platona, trochę z Arystotelesa. Nauczy się też, że ładne dziewczyny są wyjątkowo czułe na filozoficzne opowiastki przy piwie. Że na dźwięk słowa: egzystencjalizm, Sartre, metafizyka itp., zmieniają się w  nimfomatyczne potwory ssąco-ciągnące. Poeta postanowił skanalizować w wierszach ową jakże ważną obserwację o charakterze socjologicznym. Napisał:

Platon i Arystoteles.
Takie imiona nadałem wczoraj twoim wielkim piersiom.
Niepoprawny genetyczny empirysta.
Wpycham sobie w usta Platona
i łakomie przymierzam się do Arystotelesa.
Masz pojęcie?

[Noc filozofów]

Nie można studiować filozofii nie tracąc czegoś z siebie. Koszty psychologiczne i społeczne bywają różne. Najłagodniejszym przypadkiem jest tylko niezrozumienie, najgorszym choroba psychiczna i przymusowe odizolowanie w klinice dla obłąkanych.

Ale Jaworskiemu i tym razem się poszczęściło. Jest sylwester 1999/2000. Mistycy wróżą koniec znanego nam świata. Marek Trojanowski skończył pisac pracę magisterską. A nasz poeta staje się hiperralistą. Zaczyna dostrzegać piękno tam, gdzie nikt normalny go nie dostrzega. Pisze:

Obesrane dachy pod obesranym niebem.

[Hiperrealizm świętokrzyski]

I takim pozostanie już do końca tomiku. W ostatnim tekście Drżących przyjemności filozofia i doświadczenie życiowe zmienią Krzystofa Jaworskiego w tego don Kichota, który wie, że na głowie ma dziurawą miednicę a za oręż złamaną kopię. Będzie błędnym rycerzem, który ma świadomość bezsensu trudu, który podjął w życiu. Pisząc:

W jednej skarpecie na nodze.
Ze szczoteczką do zębów w ręku.
Zamilknę.

[przewidywanie przyszłości]

odczuje ulgę, jedność z Koheletem. Bo tej ulgi potrzeba każdemu, kto przebrnie przez Drżące przyjemności.

tag_iconTags: |

You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. Both comments and pings are currently closed.

-