Wioletta Grzegorzewska, Orinoko

czerwiec 22nd, 2009 by trojanowski marek | Filed under analiza

.

Siostra Faustyna tak długo pisała i pisała, prowadząc swój Dzienniczek, aż w końcu stała się świętą. Nie ma lepszego sposobu na beatyfikację, przynajmniej takiego jeszcze nie wynaleziono na wschód od Odry.

Dzienniczek Faustyny Kowalskiej to tysiąc kilkaset stron drobnego druku. Najczęściej pojawiającymi się w nim pojęciami są w kolejności: „Pan”; „Jezu”, „Miłosierdzie”.

Współczesna technika dysponuje środkami, o których dzielna służebnica pańska, w latach 30., nie śniła w swoich najśmielszych wizjach, a które pozwalają nie tylko skrócić drogę ku świętości i sławie, ale uczynić ją łatwą i przyjemną.

Otóż w Redmond wymyślono edytor tekstu Microsoft WORD, którym obecnie posługuje się 1/3 skomputeryzowanych mieszkańców niebieskiej planety. Edytor tekstu - niby prosty program do pisania – posiada przydatną z perspektywy przyszłego świętego/świętej. Mianowicie, po wpisaniu komendy

=rand(200,99)

i naciśnięciu klawisza ENTER, program wygeneruje kilkaset stron tekstu, który być może jakościowo i ilościowo nie dorównuje zawartości Dzienniczka, ale poddany odpowiedniej edycji: „znajdź” „zastąp” etc., oraz po dobraniu odpowiednich słów kluczowych, zmieni zdanie:

Pchnąć w tę łódź jeża lub ośm skrzyń fig

w perłę kultury narodu polskiego.

Oczywiście do beatyfikacji literackiej niezbędna jest też modlitwa, prośba o łaskę oraz odpowiednie żiri. Nie chodzi tu tylko o umiejętność zjadania kebabu na ostro, ale o pokrewieństwo duchowe – pewną wrażliwość, tego rodzaju namiętność, która pojawia się między młodym klerykiem a dojrzałym biskupem, kiedy ci w najintymniejszym odosobnieniu kontemplują własne jestestwa w oczekiwaniu na zbawienie.

Ów rodzaj metafizycznej komunikacji zdarzył się w Teatrze Małym w mieście Tychy. Miejsce to słynie z cudownych zdarzeń. Od lat w serii „po debiucie” wydawane są tam najgorsze teksty. Nie ma się czemu dziwić – taka jest natura cudu. Wszak największy cudotwórca w historii swoje cuda odprawiał nie nad zdrowymi, normalnymi ale nad kalekami i obłąkanymi. Stąd taki kult kalectwa w miejscu cudów.

Wracając jednak do rzeczy. W 2008 r., na konkurs: „Tyska Zima Poetycka – po debiucie”, swoje teksty wysłała Wioletta Grzegorzewska. I to był cud pierwszy.
To, że obok Piotra Sommera i Jerzego Jarniewicza sam Wojciech Bonowicz (który podobnie jak Agnieszka Kuciak, specjalizuje się w różnych wizjach Pana – ostatnio: jako „gardła świata”) zasiadł w żiri – było cudem drugim.
Świętość wymaga trzech cudów. W tym przypadku ostatnim cudem była duchowa dłoń świętej Siostry Faustyny, która poprowadziła pióro laureatki Grzegorzewskiej, kiedy ta pisała swoje konkursowe wiersze.

Metafizyczne linie papilarne Faustyny Kowalskiej odciśnięte są na większości tekstów tomiku Orinoko. Na przykład Wioletta Grzegorzewska pisze:

We mnie wyjałowione pola słoneczników

[przemiany]

Kilkadziesiąt lat wcześniej, jej poprzedniczka, w swoim Dzienniczku zanotowała refleksję na temat życia wewnętrznego o zbliżonej strukturze syntaktycznej:

Wszystko, co we mnie dobrego jest
(s. 1392).

Rozbieżność semantyczna tych fragmentów jest tylko pozorna. Każdy wytrenowany w ramach kanonu wiary katolickiej umysł – a takim z pewnością jest umysł św. Jurora – dostrzeże tu dobrowolną interioryzację podmiotu, który odwraca się od przedmiotowego – ergo: złego - „nieprawda-że-ja”, i zwraca ku prawdzie in natae.

Święta Faustyna i Nagrodzona Wioletta prezentują także wspólny pogląd w tzw. kwestii anielskiej. W twórczości Grzegorzewskiej motyw bogactwo semantyczne archetypu anioła przedstawione zostało póki co w jednym tekście: Oko waserwagi.

Anioł Stróż będzie funkcjonował jako dziecięce, naiwne wyobrażenie – jako postać od błahych spraw:

jako dziecko od pasania krów uciekałem,
modlić się pod kapliczką do Anioła Stróża,
by choć raz pozwolił pojechać do Warszawy,
którą widziałem na obrazie u księdza w Kamyku.

[Oko waserwagi]

Będzie też tym, który ocala, chroni od złego, który:

nie zawiódł do płonącej Warszawy,
co paliła się jak stodoła

Faustyna Kowalska, w związku z pewnymi brakami w wykształceniu, potrzebowała fizycznie więcej miejsca niż polska poetka, na przedstawienie własnego wyobrażenia na temat społecznej, duchowej i kulturowej funkcji Anioła. Na stronie dwudziestej Dzienniczka, poinformowała – co zrozumiałe – że:

Ujrzałam Anioła Stróża

następnie dodała, że ów anioł:

kazał pójść za sobą

Później zdarzyło się to, co się zwykle w takich sytuacjach zdarza. Czyli:

W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo gorąco, ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy im przyjść z pomocą. Płomienie, które paliły je, nie dotykały się mnie.

Ale całe szczęście nic się głównej bohaterce nie stało, bo strzegł jej anioł, który:

nie odstępował mnie ani na chwilę

Wykorzystując cudowną ochronę od ognia, główna bohaterka mogła spokojnie wszystko spokojnie poobserwować i nawet porozmawiać z duszami. I pewnie długo pozostałaby w tym miejscu, gdyby nie: „Anioł Stróż”, który: „dał mi znak do wyjścia.

Nieśmiertelny Duch siostry Faustyny unosi się także w tych fragmentach tekstów Grzegorzewskiej, w której będzie opisywała zewnętrzne objawy świętości.

W jednym z tekstów: Ryba u Franciszkanów, Grzegorzewska – składając literacki hołd mistrzowi-jurorowi Bonowiczowi – nawiąże implicite do jego kategorii boskiego „gardła”. Napisze:

Przed godzinkami zakonnicy w brązowych habitach
posypują piaskiem gardła drewnianych wychodków

[Ryba u Franciszkanów]

W innym tekście poetka opisze sierpniową pielgrzymkę na Jasną Górę. A opis ten będzie tak ciekawy, że czytać będzie się go chciało w nieskończoność:

Sierpniowa pielgrzymka na Jasną Górę,
kobiety podmywają się w bajorku za drzewami
Ministrant, który niesie na plecach jako pokutę
zielony sztandar Parafii Świętego Antoniego….

[postój]

Tak się bardzo czytać chce, że aż oczu nie można oderwać. Zapiera dech w piersiach. Czytelnik dusi się, kona psychicznie a w przerwach zadaje sobie pytania:

„czy wytrwa?”
„czy dojdzie?”
„czy mocno krwawią otarcia stóp?”

I kiedy czytelnicze rozterki urastają do rangi pęcherza na pielgrzymującej od czterdziestu dni pięcie, wypełnionego różowawą cieczą; kiedy wewnętrzny ból poznania staje się niemożliwy do zniesienia - Wioletta Grzegorzewska wprawnym i precyzyjnym ruchem poetyckiego skalpela przynosi ulgę. W tekście o wymownym tytule: Obraz nadchodzi pisze:

Wszystko lśni, gdy Obraz wchodzi z sanktuarium,
pobrudzone woskiem atłasy opierają się o próg,

[Obraz nadchodzi]

I oto stało się. Ofiara została spełniona. Dopełniło się – chciałoby się dodać. Oto poetka jednocząc się z „Obrazem” przez duże „O” odnalazła drogę nie tylko do Samego Stwórcy – przez duże „SS” – ale pojednała się duchowo ze swoją duchową siostrą – Faustyną Kowalską, która na stronie 161., Dzienniczka zapisała taki oto wiersz:

Maryjo, Niepokalana Dziewico,
Czysty krysztale dla serca mojego,
Tyś mocy moja, o silna kotwico,
Tyś tarczą i obroną dla serca słabego.

Maryjo, Tyś czysta i niezrównana,
dziewico i Matko zarazem,
Tyś piękna jak słońce, niczym nie zmazana,
Nic nie pójdzie w porównanie z Twej duszy obrazem

Wioletta Grzegorzewska nie zapisała jeszcze tysiąca stron tekstu. Zapewne ambicja i wewnętrzny upór doskonalony w palących promieniach słońca, w strugach deszczu i nocach spędzanych pod gołym niebem w trakcie corocznych pielgrzymek uchroni ją przed pokusą użycia szatańskiej funkcji WORD: =rand(200,99). Ale gdyby nawet – co zrozumiałe – zachwiała się i upadła w tej drodze ku świętości, zawsze liczyć może na zbrojne w wiarę, żelazne ramię Wojciecha Bonowicza i jeżeli taka potrzeba: na wspólną mszę w przytulnym kościółku.

tag_iconTags: |

You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. Both comments and pings are currently closed.

-