Tomasz Pułka, Paralaksa w weekend

maj 11th, 2009 by trojanowski marek | Filed under analiza

.

Istnieje taka szkoła interpretacji tekstu, w której najważniejszy jest dialog między czytelnikiem a twórcą. Dialog ów ma charakter zapośredniczony. Tym co łączy umysł czytelnika z umysłem twórcy jest wytwór działalności twórczej artysty. W ramach tej szkoły dzieło traci swoją autonomiczną wartość jako dzieło sztuki. Dopiero jako element zapośredniczający, umożliwiający kontakt odbiorcy z nadawcą nabiera wartości, stając się czymś uznanym i zaczyna funkcjonować w przestrzeni społecznej jako element kultury.

Dokładnie o godzinie 13.11, dnia 11. maja roku 2009, siedząc bezczynnie w domu w oczekiwaniu na telefon od pani z Powiatowego Urzędu Pracy, która skieruje mnie do kolejnej fabryki telewizorów na rozmowę kwalifikacyjną, w trakcie której będę musiał udawać kompletnego głupka, by nie spędzić kolejnych 32. lat życia, dzielących mnie od emerytury przy taśmie montażowej, postanowiłem wejść w dialog z artystą, z jakimś polskim poetą współczesnym.

Padło na Tomasza Pułkę.

O godzinie 13.26 – czyli dokładnie kwadrans po tym, jak powziąłem zamiar dialogu z artystą – prawą ręką sięgnąłem pod biblioteczny regał, by wyjąć spod jego nóżki tomiczek, który skutecznie stabilizował stary, rozklekotany mebel z końca XVIII w. „Paralaksa w weekend” Tomasza Pułki – bo o tym tomiczku mowa – oprócz doskonałych cech czysto użytkowych jest zbiorem wierszy, które jak oczekiwałem urozmaicą mi wczesne popołudnie. Staną się pomostem między mną Markiem Trojanowskim (konsumentem), a Tomaszem Pułką (artystą-poetą, który pewnie ma własny biogram w wikipedii, bo jest tak sławny).

Dlatego też już o godzinie 13.34, tego samego dnia, rozpocząłem rozmowę z Tomaszem Pułką. Oto relacja z tejże pogawędki:

MT: Cześć Tomek.

TP: [milczenie]

MT: No cześć.

TP: [milczenie]

MT: coś się nam gadka nie klei. To może zacznijmy standardowo. Ja zbieram znaczki a ty masz jakieś hobby?

TP: Mieliśmy klatkę po myszkach (na miejsce)

MT: Poważnie? Też kiedyś miałem szczura, ale dziadek mi go ukatrupił, jak przyszedł do nas w gości na obiad. A mój brat Adam powiedział…

TP: I jeśli Adam powiedział A, to mierząc w linii prostej do punktu B jest tylko zaprzeczeniem (wiersz dla Adama Grzelca)

MT: Hmmm, ale co jest zaprzeczeniem?

TP: [milczenie]

MT: Nie bądź taki, powiedz. Nie daj się prosić.

TP: [milczenie]

MT: No dobra, łaski bez. A umiesz powiedzieć coś dziwnego?

TP: A powtarzam za tobą, bo cenię sobie rozłogi mgły, czepiające się snu (wiersz dla…)

MT: Eee, ja tego nie mówiłem…

TP: więc wyjmij broń ze schowka (wiersz dla...)

MT: Tomek, nie rób sobie jaj, opowiedz lepiej co dzisiaj robiłeś?

TP: Dzisiaj przycinałem z matką winorośl (paralaksa w weekend)

MT: I jak było?

TP: Byłem głodny (paralaksa w weekend)

MT: A mama nie dała ci jeść?

TP: Matka w słońcu wygladała jak rdza (paralaksa…)

MT: Nie, nie. Tomek, nie o to pytałem…

TP: Potrąciliśmy sarnę (rozdział)

MT: O! To mieliście jednak co jeść? A dlaczego ją potrąciliście? Jak to się stało?

TP: Patrzyła na szybę, nie widząc nas zupełnie (rozdział)

MT: Kłusujecie widzę tam po lasach, że ho, ho. A dziki chociaż badacie?

TP: szyby drżą jak pielgrzymka (oswajanie snu)

MT: Ja o dzikach a ty mi o dziwnych rzeczach opowiadasz. Opowiedz lepiej o dzieciństwie, chciałbym cię bliżej poznać.

TP: mieliśmy plac zabaw (oswajanie snu)

MT: Fajowo. A jaraliście fajki? My z braćmi debiutowaliśmy w rolach nałogowych palaczy na Radomskich, które paliła mama. A jak to było u was?

TP: Całe miasto tlące ślady (**)

MT: Powaga? A co to są te ślady, które wszyscy w mieście jarali?

TP: Dobre dzisiaj ściany (**)

MT: To u was naprawdę bieda była, skoro ściany jedliście. Co jak co, ale u nas zawsze chleb z cukrem był.

TP: Chodźmy wypocząć, całkiem blisko do hotelu (**)

MT: Tomek, no wiesz…

TP: Mam ci się do pokazania (**)

MT: Ale ja się nie całuję na pierwszych randkach.

TP: wezmę cię na ręce, przeniosę przez pokój (niezobowiązujące siedem i pół minuty)

MT: Nie dasz rady, nie w siedem i pół minuty. Mam 190 cm wzrostu i 120 kg wagi. Przepukliny dostaniesz.

TP: Świat jest o tej porze podejrzanie przestronny (wiersz dla Julii Szychowiak)

MT: Wielkość nie jest kwestią pory, ale dawki metanabolu i zastrzyków z omnadrenu. A tak prywatnie ci powiem, że fajnie są te twoje dedykacje dla kolesiów i kolesiówek.

TP: Na niby. (szew)

MT: Skoro tak uważasz.

MT: Tomek, a masz dziewczynę?

TP: dużo dziewczynek (szew)

MT: A jak lubisz?

TP: Rekwizyty. Zupa rybna, papierosy (Wiersz, bo poszła do łazienki)

MT: Uuuu, to ty ostry koleś jesteś.

TP: jak suchy wąż, który karmi się dziećmi (radio, książki i kucharki)

MT: Tomek, a powiedz jeszcze coś głupiego?

TP: Retencja, korzenie, przecenione sploty dłoni oznajmujące zamyślenie (Pierwszy wiersz dla…)

Gadkę ową z Tomaszem Pułką mógłbym kontynuować jeszcze długo. Ale wybiła godzina 14.16. Jest poniedziałek. Słońce świeci. Sokrates mawiał, że chodzi między ludzi, by z nimi porozmawiać, dowiedzieć się czegoś. Bo czego się miałby dowiedzieć od drzew w lesie? Ludzie są bardziej interesujący niż kamienie czy zielone konary.

Po zpośredniczonej rozmowie z Tomaszem Pułką – współczesnym poetą, który ma pewnie biogram w wikipedii marzę tylko o jednym: by wejść do głębokiego lasu, zgubić się między gałęziami, położyć się na grubym mchu i nie mieć dookoła siebie żadnej istoty dwunożnej, nieopierzonej, która potrafi mówić. Dawno nie uczestniczyłem w tak bezcelowej i nonsensownej gadaninie.

Jest godzina 14.21. Sprawdzam mebel czy się nie kolebie na boki. Jest ok., a to oznacza, że „Paralaksa w weekend” Tomasza Pułki powróciła do swojego jedynego kontekstu użycia, przestrzeni kultury, do której pasuje jak ulał.

tag_iconTags: |

You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. Both comments and pings are currently closed.

-