Marcin Cecko, mów.

marzec 4th, 2009 by trojanowski marek | Filed under analiza

Oto wiersz:

Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach
Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach
Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach

Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach
Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach
Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach

A oto neolingwistyczne pytanie: czy to jest wiersz, czy raczej wiersz czy może raczej nie, lecz kiedyś kto wie, tudzież: na pewno wiesz!

Zanim Naczelny Oberrecenzent i Krytyk Literacki Trzeciej Rzeszypospolitej– Jakobe Weinmann – w swoim uzasadnieniu odpowiedzi na to pytanie przepisze dwa rozdziały Buntu mas Ortegi y Gasseta i kawałek ze Wstępu do Estetyki Hegla a wszystko to opatrzy swoją standardową, interrogatywną formułką w konkluzji, zapraszającą do dyskusji:

„tak do końca nie wiadomo. Ale kto wie? Kto wie?”.

Zanim ten sam wszechuzdolniony i wszechpolski Jakob, bez którego trudno sobie wyobrazić istnienie wszystkich portali i stron internetowych, którym szefuje Frał Prezes of Ostrygi & Przegrzebki & of Fundation; bez którego rubryka „recenzje książek” w pewnym pisemku traci dostateczną rację istnienia, zanim ON sięgnie po Obras samego Donoso Cortesa czy Bartolomea Hidalgo a zamiast znaków zapytania w zakończeniu wprawnym przećwiczonym 10.000 razy cutcopystycznym ruchem zacznie umieszczać najsławniejsze zdanie mistrza Quijano, zaczynające się: „En un lugar de la Mancha…” a które kończy się kropką, chciałbym dla uzyskania pełni obrazu wspomnieć niektóre z obras niejakiego Marcina Cecko z wydanego w 2006 r. tomiku: „mów”.

„mów” jest kolejnym kilkudziesięciostronicowym dziełem, kolejnego kilkutysięcznego wieszcza polskiego i nie byłoby w nim nic niezwykłego, gdyby nie wprostwmordowskie neolingwistyczne cackanie się wieszcza Cecko ze swoim dziełem oraz z szarą substancją mózgu potencjalnego czytelnika, na zasadzie:

tu cię dopieszczę
a ty pieść się
bo ja wieszczę

Marcin Cecko w tomiku „mów” prezentuje światu literackiemu osobliwą konserwę poetycką. Ni to pasztet, ni paprykarz, lecz a może nawet aż, wprost na talerz kucharz Cecko serwuje „2 x to samo” i dwa razy zadaje question albo Frage z akcentem na „a”:

- Smákuje, smákuje?

Po tym przydługim i w chuj nudnym neolingwistycznym wstępie, po którym sam ziewam, a w którym nic nie znaczy nic a wszystko znaczy to, co zwykle znaczy, należałoby przejść do rzeczy, by nie zasnąć. Przynajmniej tak podpowiada pewna logika pisania o kimś, o czymś. Jednak jak sobie pomyślę, że to o czym mógłbym napisać na temat Marcina Cecko i jego dzieł z tomiku „mów”, to nudne, długodystansowe powtórzenia, to aż mi się nie chce z akcentem na „a” i „ż” jednocześnie.

Cecko należy do tego rodzaju wieszczy, którzy zastąpili sens i znaczenie formą. Podobnie jak brzydkie, głupie i na dodatek okrutne dziecko, z którym nikt by się nie kolegował, gdyby nie to, że przynosi do piaskownicy jakieś dziwne zabawki.

Ołowiane żołnierzyki Marcina Cecko wyglądają tak:

powiem ci pochyl się bliżej bliżej nachyl się no

…mówię żeby prosto / żeby prosto słyszysz

(określ)

kto stoi na wzgórzu widzi pociąg martwy
widzi stal pancerz widzi

albo:

katalog główny ce
katalog główny ce

(otwórz)

a jak cię drapie
a jak ci wnętrze chrapie

(twarz)

pękła bańka mydlana
pękła bańka mydlana

(pękła bańka mydlana)

wyrwij je
wyrwij je

(mów)

weź ubogać wewn.
weź umykać wewn.

(wakat)

A jedno z cackowych dzieł z tomiku „mów” zasługuje na przytoczenie w całości. Jest ono wyjątkowe z kilku powodów. Uwidacznia ono kunszt i warsztat pisarski wieszcza, oraz zawiera energetyczny ładunek ektoplazmy, która byłaby zdolna rozpędzić krążownik Imperium do prędkości, która żadnemu lordowi Sith nawet się nie przyśniła. Oto ono:

powiem wam
powiem wam szczerze
powiewam

nie odchodzę
nie odchodzę

szczerzę

(po wiem)

Oczywiście każdy wyrozumiały czytelnik, obyty w świecie sztuki, salonów literackich, darkroomowskich mroków, stosunków analnych, oralnych, werbalnych, genitalnych, porannych, wieczornych i poobiednich przymknie pobłażliwie prawe oko na ten figlarny tytuł: „po wiem”. Ci mniej wycackani smakosze, do których zdaje się dotrzeć Cecko ze swoimi dziełami, natychmiast przerobią „po wiem” na „po wsi”. Natychmiast wyobrażą sobie motór, czterobiegową wueskę z połyskującym czarnym lakierem, z wyraźnym logo na baku i to jak z impetem rozpierdalają się na drzwiach remizy strażackiej. Podobnie zareagują wysokiej klasy specjaliści. Szanowne panie profesorki od epistemologii – wszystkie, jak jeden mąż – chwycą w dwa palce clitorisy, ucząc się biologii zadają pytanie: czym się różni powiedza, od przedwiedzy? Tyle pytań generuje ten prosty tytuł, że sama myśl o dekonstrukcji hermeneutycznej korpusu tekstu przyprawia o cacki na grzbiecie.

Wieszcz Cecko, jak wiesz lub też jak zdążyłeś się już zorientować, nie cacka się z nabywcami „wiem”. Wiem, powiesz, ale nie wiem czy wiesz, tak dobrze jak ja, że w jednym i tym samym wersie, którego autorem jest wieszcz Cecko, słowo: „wcale” może 3 x wystąpić kolejno? Wiesz? Wiedziałeś? Wcale nie kłamię, przeczytaj „gnie” tam jest „wcale wcale wcale” i to bez przecinka. I nie wiem, czy wiesz, ale ten brak przecinka, jednego malusieńkiego znaku interpunkcyjnego, który bywa powodem prawniczych apelacji opierających się na negacji semantyki jednego z członów zdania złożonego, przed którym korektor zapomniał wstawić przecinek, jest największą wartością nie tyle tekstu ale całego tomiku Marcina Cecko pt. „wiem”

Wieszcz Cecko nie byłby sobą, nie byłby wieszczem, gdyby nie był dysponentem prawdy absolutnej. Dlatego nie może zaskoczyć wiedza przekazana – jak na rasowego wieszcza przystało w formie interrogatywnej - którą ujawnia Cecko na którejś tam stronie dzieła z 2006 r.:

dlaczego wolę w gry komputerowe grać niż pisać wiersze

Nie znajduje odpowiedzi na to pytanie. Dla mnie zakamarki szarych komórek wieszcza, który by dokończyć jedno zdanie złożone jest zmuszony predyspozycjami intelektualnymi do zastosowania nonsensownych powtórzeń, są obszarem na mapie umysłu, który zamieszkują lwy.

Ale miałbym jedną sugestię.

Otóż w Redmond ciągle poszukiwani są fanatycy języka C+, może warto by się douczyć, podszkolić, zainwestować w jakiś kurs informatyki, żeby nie musieć pisać więcej podobnych dzieł wieszczowskich składających się z niekończących się powtórzeń.
Otóż w Redmond ciągle poszukiwani są fanatycy języka C+, może warto by się douczyć, podszkolić, zainwestować w jakiś kurs informatyki, żeby nie musieć pisać więcej podobnych dzieł wieszczowskich składających się z niekończących się powtórzeń.

Powtórzyłem to na wszelki wypadek, gdyby jedyna komórka mózgowa wieszcza Cecko zajęta przetwarzaniem autorskiej serii „więcej więcej więcej” na: „mocniej mocniej mocniej” przeoczyła coś, co nazywa się plagiatem. Otóż fraza „mocniej, mocniej, mocniej” – oczywiście z poprawną interpunkcją została wymyślona przez Andrzeja Piaska Piasecznego w okolicach roku 1998. Informuję także, że inna neolingwistyczna perełka opierająca się na konsonansie i aliteracji: „chodź, przytul, przebacz” – także została wymyślona przez artystę o wymownej ksywie „Piasek”.

Marcin Cecko ma zatem do wyboru dwie drogi: tułaczkę lingwistyczną, gdyż wszystkie możliwe połączenia, konsonanse i aliteracje zostały już wyssane przez Andrzej „Piaska” Piasecznego; albo karierę programisty w Redmond, w jednym z biur Microsoftu. O ile wątpię w jakość kolejnego neolingwistycznego produktu, który przedstawi wieszcz Marcin Cecko cywilizowanemu światu, tak nie mam powodu by wątpić w stabilność systemu Windows9000, który napisze ten sam Marcin Cecko ale jako programista i fan komputerów w firmie wynalazcy Windowsa. Tylko polscy wieszcze są w stanie odesłać zmorę bluescreena w ontologiczny niebyt. Dlatego aż chce się powiedzieć: „Cecko, nie certol się i wycyckaj ich wszystkich”.

tag_iconTags: | |

You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. Both comments and pings are currently closed.

-